Gliwickie Metamorfozy

Wyprawa Buddy i Ojca

Marcin Pękała
www.gliwiczanie.pl gliwickie_metamorfozy@op.pl  


       
  Jasnobrązową linią zaznaczona jest trasa naszej wyprawy.  
       
     Najpierw wybraliśmy się na rowerach. Pech chciał, że mój rower będący jedną z największych moich porażek życiowych popsuł się już 300 m od momentu rozpoczęcia wycieczki. Nieważne. Pozostał samochód. Maluszkiem moim, penetrującym niejedną gruntową drogę w jakże swej szlachetnej wówczas roli przemierzyliśmy hektary terenu. Zaczęliśmy od tajemniczego krzyża, który znaleźć można w zaroślach (kółko na mapie) pomiędzy Smolnicą a Wilczym Gardłem.  
       
     Od strony Smolnicy skręciliśmy w lewo w stronę Wilczego Sadła, tj. Gardła a następnie w prawo w drogę gruntową prowadzącą poniekąd wzdłuż autostrady. Z relacji trzech panów, delektujących się piwkiem (jeden z nich był kierowcą samochodu stojącego nieopodal) wyszło, że krzyż ten jest jakimś dziwnym kawałem zrobionym przez niewiadomo kogo i dla niewiadomo kogo. Trudno było nam w to uwierzyć, niemniej jednak dowiedzieliśmy się o innym krzyżu, postawionym podobnież na uczczenie zmarłego niegdyś hrabiego. Na moje częstotliwości pozwolił mi to przetransponować Ojciec, gdyż miejscowy nie miał kilku zębów z przodu i pośród pląsającej  dookoła śliny oraz dziwnych dźwięków trudno było mi coś zrozumieć. Podziękowaliśmy zatem za opowiedzianą "legenddę" i pojechaliśmy w stronę wspomnianego krzyża. Znajduje się on pośród lasu przy leśnej drodze gruntowej między Smolnicą a Leboszowicami ( prostokąt na mapie).  
       
   
       
     Brodząc w błocie i jadąc po licznych dziurskach jak w trakcie safari w końcu trafiliśmy na niego  
       
   
       
     Napis na tabliczce głosił: DARZ BÓR a poniżej K.Ł. ŻBIK. Po sporządzeniu oględzin przejechaliśmy przez tor kolei piaskowej a po 10 minutach przez drewniany most w Leboszowicach przy którym zatrzymaliśmy się bo uznaliśmy, że wygląda ciekawie (trójkąt na mapie). Zarówno od spodu jak i z wierzchu.  
       
   
       
   
       
      Kolejnym interesującym zjawiskiem na naszym szlaku okazał się drewniany kościół św. Jerzego w Ostropie, przy ul. Piekarskiej ( kwadrat na mapie). Otoczony zewsząd rozwalającym się i niekompletnym murem oraz zbudowany na wzniesieniu podobnie jak kościół Wniebowzięcia NMP w Starych Łabędach w jakimś sensie oddał moim zdaniem klimat średniowiecza.  
       
   
       
   
       
     Interesujący był cokół z krzyżem datowany na rok 1831 rok    
       
   
       
      Opuszczając teren kościoła Ojciec zwrócił uwagę na wystającą z ogradzającego muru... rurę z kolankiem. Ciekawe do czego służyła. Zwrócił także uwagę na fakt, iż kościół do połowy jest drewniany a od połowy otynkowany, jednak ten tynk wcale młody nie jest. Moją uwagę wówczas zwróciły slogany napisane na tynku sprayem, zapewne przez" postępową" młodzież dzisiejszych czasów.  
       
   
       
      Dalej dojechaliśmy do zbiegu ulic Nauczycielskiej i Architektów i zatrzymaliśmy się przy kolejnym, tym razem odrestaurowanym pomniku. Ciekawostką jest to, że u jego podnóża znalazła się stara poniemiecka tabliczka, pewnie zlikwidowana za PRL-u a obecnie wyjęta z jakiejś piwnicy.  
       
   
       
     Wyjechawszy na ulicę Daszyńskiego skręciliśmy w lewo w ul. Południową, która przeszła w końcu w drogę polną i dojechaliśmy do Starych Gliwic. Tam obadaliśmy kolejny krzyż stojący przed Spichlerzem. Wyryte zostały na nim nazwiska poległych w czasie wojny. Zarówno z jednej jak i z drugiej strony.  
       
   
       
   
       
  Odwiedziwszy znaną już z forum kapliczkę wróciliśmy do domu. Warto było.