„GLIWICKIE METAMORFOZY

Potrójne życie Wilhelma B. gra miejska

Ewa Hordyniak

Zdjęcia: Ewa Hordyniak, Jerzy Olejnik

 

VII.2016

www.gliwiczanie.pl gliwickie_metamorfozy@op.pl  
     


     
     Miesiące przygotowań, narad, pisania wniosków o dotacje, proszenia o pomoc zewnętrzną i ogólnego szaleństwa po to aby odbył się ten jeden dzień. Jak zwykle motorem całości była Małgosia, która ma kłopoty z delegowaniem zadań, ich egzekwowaniem od wykonawców i wychodzi z założenia jak chcesz aby było zrobione dobrze zrób to sam.... [oj żebym Ci nie przypomniała jakie zadania i komu delegowałam w ubiegłym roku i co z tego wyszło :(-m]  
     
     Idea była taka: Umarł Mistrz gliwickiej loży masońskiej i nie zostawił informacji gdzie schował pieczęć Loży, bez której nie może ona funkcjonować. Jest sześciu członków Loży, którzy mają cząstkowe informacje należy ich znaleźć, zdobyć informacje, złożyć je w całość i na tej podstawie odnaleźć pieczęć....  
     
     Uczestnicy podzieleni na 23 osobowe patrole otrzymają dokumenty z „zaszyfrowanymi” informacjami jakie miejsca mają odwiedzić. W tych miejscach otrzymają zadania do wykonania (zagadki historyczne, hasła do odczytania, elementy układanki itp.) Kolejność odwiedzania punktów będzie dowolna, przy czym ostatnim miejscem będzie Cmentarz Hutniczy, gdzie ukryta będzie zaginiona pieczęć loży masońskiej. Zakończenie planowane na terenie Szkoły Podstawowej nr 36.  
     
     Patrole zaczęły się zgłaszać same nadawały sobie nazwy, co skutkowało bardzo interesującymi tytułami. Od oczywistych Szerloków, czy Detektywów po Lufcik na korbkę, Kumululu czy Niedobór kremu z filtrem....  
     
     Zbiórka na Rynku w niedzielę rano, start zaplanowany na 9:30.  
     
     

 
 

   Zapowiedziano uczestnikom, że za elementy stroju z epoki będą dodatkowe punkty tu też wykazali się inwencją. A rekord pobiła Pani Kasia, w długiej sukni, koronkowych mitenkach, z przepiękną koronkową parasolką....

 
     
   
     
   
 
   Tak wyglądał niepełny jeszcze komplet uczestników.
   Następnie Małgosia przedstawiła szczegółowo zasady gry i rozdała materiały pomocnicze, szyfry i książeczki adresowe.
 
     

 
 

   Uczestnicy dostali komplet zdjęć współczesnych obiektów znajdujących się w obrębie starego miasta. Mieli odszukać sfotografowane miejsca, znaleźć różnicę między zdjęciem a obiektem rzeczywistym, za pomocą deszyfratora odczytać litery, ułożyć je w nazwisko znanej gliwickiej historycznej postaci, w załączonej książce adresowej znaleźć jej adres i udać się tam w poszukiwaniu naszego człowieka przebranego za delikwenta. Nasz człowiek kazał rozwiązywać quizy a na koniec dawał część mapy niezbędnej do znalezienia zaginionej pieczęci loży masońskiej. Nikt nie mówił, że będzie łatwo... :)

 
     
      Poniżej przykładowe zdjęcie, deszyfrator oraz książka adresowa:  
     
     
     
   
     
   
     
 

   Ruszyli. Zaczęli od rozkładania zdjęć i kombinowania gdzie to może być....

 
     
   
     
   
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
     A tuż przy rynku, pod kościołem czekał pierwszy poszukiwany, gazeciarz rozdający Wędrowca gliwickiego  
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
     Całkiem niedaleko, w obecnym liceum nr 5 urzędował Carl Hieronymus budowniczy  
 
     
   
     
 
   Następną postacią do znalezienia był Benno Nietsche nauczyciel, współzałożyciel Oberschlesisches Museum in Gleiwitz. Urzędował oczywiście w założonym przez siebie muzeum...
     
   
     
   
     
 

   Patrole napotkać można było na całej starówce.

   

 
     
 

   Następnie przelecieć trzeba było prawie całe śródmieście, aby w okolicach Placu Piastów znaleźć browar Scobla, przy którym urzędował członek Loży masońskiej Joseph Kahnert .

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
     Następny punkt to odtworzone atelier fotograficzne Wilhelma Beermanna. Zorganizowaliśmy je w Centrum FORUM, i jak to atelier robiliśmy tam fotografie... Ale jakie fotografie! Przygotowane zostały dwa stanowiska dla fotografów z profesjonalnymi tłami i rekwizytami z epoki, a garderobiane dbały, by fotografowani uczestnicy również byli z epoki przygotowały, uszyły, wypożyczyły i kupiły stroje i rekwizyty adekwatne do czasów (jedna z nich jest konserwatorem w naszym muzeum, druga poza innymi umiejętnościami i wykształceniem jest krawcową i modystką...) Zapanowało istne szaleństwo, WSZYSCY uczestnicy chcieli mieć takie zdjęcie, tym bardziej, że jako pamiątki z gry miejskiej dostaną wywołane swoje zdjęcie w wersji z atelier Beermanna, czyli odpowiednio postarzone. Nastąpiło spiętrzenie uczestników, bo ubranie kobiety w halki, tiurniury, wielowarstwowe suknie, peruki i kapelusze musi trwać nie ma byka... Ale efekty wywoływały taki zachwyt, że wszyscy grzecznie stali w kolejce do przebieralni czekając, aż nasze koleżanki się nimi zajmą...  
     
   
     
   
     
   
     
   
     
 

 
     
   
     
   
     
   
     
 

 
 

 

 
   
     
 

 
     
     
     
 

   Te stroje jednak mimo że ciężkie, niewygodne, sztywne, utrudniające ruchy coś w sobie miały z najgorszego paszczura zrobiły by damę.... Ale siadanie na krześle z tyłkiem wypchanym turniurą makabra....

 
     
     Wypchani wrażeniami i podekscytowani uczestnicy gry z Forum lecieli szukać ostatniej postaci trzymającej dane o pieczęci. W szkole na ulicy Hutniczej urzędowała nauczycielka koleżanka Alberta Dowerga, nauczyciela, członka gliwickiej Loży.  
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
     Każdy, kto odnalazł wszystkie sześć miejsc miał już komplet informacji potrzebnych na Cmentarzu Hutniczym do odnalezienia pieczęci. Dyżurowała tam Basia w charakterze ducha, sprawdzała wiedzę uczestników w kolejnym quizie, pilnowała aby każdy patrol zabrał tylko jeden komplet pieczęci i w razie czego pomagała szukać nagrobków znanych postaci historycznych.  
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
 

 

 
     Z Cmentarza szczęśliwi znalazcy pieczęci wędrowali na metę gry do szkoły nr 36 na ul. Robotniczej, gdzie poddawani zostawali ostatniemu sprawdzianowi wiedzy czyli czego w czasie gry dowiedzieli się o Wilhelmie B., na wzmocnienie otrzymywali michę żurku i ciacho i czekali na policzenie punktów, oraz ogłoszenie wyników.  
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
 

 

 
     Wreszcie wszystkie patrole przybyły na metę, wszystkie punkty podliczono i ogłoszono wyniki oraz wręczono nagrody, za zajęcie pierwszych sześciu miejsc! (Prawie jak w wyścigach samochodowych, choć gra zupełnie nie była na czas...)  
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
 

 
     
     Ale nagrody to tylko dodatek do świetnej zabawy chyba rzeczywiście wyszło nam dobrze, bo uczestnicy byli zachwyceni, domagali się kolejnych imprez, i generalnie było nam bardzo przyjemnie słuchać takiej ilości szczerych pochwał. A za kilka dni, gdy już się ogarniemy, każdy uczestnik otrzyma na pamiątkę omawiane wcześniej zdjęcie wraz z certyfikatem detektywa (ci ze zwycięskich drużyn) lub praktykanta detektywistycznego.  
     
 

 
     
     I tyle. Było nam miło dać Państwu tyle zabawy i radochy jednocześnie wsączając w Was kawał wiedzy historycznej o naszym wspólnym mieście Gliwicach.