Sebastian Różyński

 

   Sebastian Różyński jest inżynierem i na co dzień pracuje w zakładach Opla, stojąc na straży jakości produkowanych tam samochodów. Lubi swoją pracę, ale prawdziwą przyjemność daje mu to, co robi poza nią - birofilia. Nie jest to ani choroba, ani szaleństwo, ani dziwactwo, choć dla niektórych jawi się właśnie czymś takim.

   Ma jedną z najbogatszych w Polsce kolekcji przedwojennych etykiet piwnych, gromadzi również wszelkie pamiątki nawiązujące do historii gliwickiego browarnictwa.

 

 

Adriana Urgacz:  Niedawno, razem z "Gliwickimi Metamorfozami" zabrał Pan nas na wycieczkę do dawnych browarów Scobla. Przy okazji zdradził nam Pan swoje bardzo oryginalne hobby. W jaki sposób zrodziła się pasja kolekcjonowania piwnych etykiet ?
Sebastian Różyński:  Moja pasja „urodziła się” już w szkole średniej. W ponurej, komunistycznej rzeczywistości wielu z nas ulegało fascynacjom zachodnią kulturą. W tamtych czasach swoiste bogactwo młodych ludzi stanowił każdy kolorowy obrazek docierający zza żelaznej kurtyny. Miałem wtedy szczęście przyjaźnić się z kolegą, którego starszy brat w ramach obowiązków służbowych często wyjeżdżał za granicę. Z tych zawodowych wojaży przywoził etykiety piwne z zupełnie egzotycznych dla nas miejsc, takich jak Singapur, Malezja, Iran czy Irak. Spodobało mi się posiadanie tak światowego „mienia”. A ponieważ pochodzę z rodziny, w której tradycje kolekcjonerskie przekazywane są pokoleniami, możliwość zbierania etykiet piwnych otwarła przede mną mój własny kierunek zbieractwa, moją drogę, a u celu - mój własny sukces.

A.U.:  Wtedy postanowił Pan zostać birofilem ?
S.R.:  Na początku nie myślałem w tych kategoriach. Ot, fascynowały mnie kolorowe obrazki, a po pewnym czasie również uwieczniona za ich pomocą opowieść o browarze, z którego pochodziły oraz historia miejsc, w których działały. Tak zrodziły się pierwsze pytania, np. dlaczego kraje arabskie, w których oficjalnie uznano prohibicję, dzielą się na takie, w których można, bądź nie, warzyć piwo? Powoli pochłaniał mnie świat browarów.
   Nawiązywały się wówczas pierwsze kontakty z kolekcjonerami nie tylko z Polski, ale również z najdalszych zakątków świata. Po maturze pojechałem na swoją pierwszą profesjonalną giełdę kolekcjonerską. Wtedy w birofilii przodowali nasi czescy sąsiedzi. Poznałem tam mojego, do dziś, serdecznego kolegę z Ostrawy. Zaskoczył mnie, namawiając do wymiany kilku zwyczajnych dla mnie walorów, na etykietę, która dla mnie, początkującego pasjonata, była zjawiskiem. Widniał na niej napis „BOK KARWIŃSKI” i, jak się później okazało, była to jedna z najbardziej popularnych polskich etykiet przedwojennych. Dla mnie, dzięki niezrównanej wartości sentymentalnej, jest po dzień dzisiejszy jedną z najcenniejszych w zbiorze, a wówczas jawiła się wręcz jako odkrycie - piwo z karwińskiego browaru hrabiego Larisch-Mönnicha! W tym właśnie momencie moja pasja znalazła konkretny kierunek - przedwojennego warzelnictwa. W kolekcjonowaniu należy skupić się na wąskiej specjalizacji i konsekwentnie ją zgłębiać. Tylko w ten sposób osiągnie się sukces.

A.U.: W tym obranym wówczas kierunku podąża Pan również dzisiaj ?
S.R.:  Przez lata dokonałem kolejnych ograniczeń. Dzisiaj, zbieram głównie przedwojenne walory z terenów Górnego Śląska oraz byłych Kresów Wschodnich, które posiadają bodaj najbardziej osobliwą historię. W mojej kolekcji zgromadziłem ponad 350 przedwojennych etykiet z terenów obecnych i byłych ziem polskich. Niektóre z nich są unikalnymi, pojedynczymi egzemplarzami, nierzadko sięgającymi metryką aż XIX w. Inne z kolei stanowią jedyny, materialny dowód istnienia w danym miejscu browaru, wpisującego się w dzieje związanego z nim miasta lub majątku ziemskiego. O ich rynkowej wartości decyduje przede wszystkim ich rzadkość, ale również przeszłość browaru, z którego pochodzą. Dla mnie największą wartością mojej pasji jest jednak to, że dzięki niej spotykam niezwykłych ludzi, którzy z równym zaufaniem powierzają mi historie własne, jak i dzieje przodków.

A.U.: Pańska praca, zwłaszcza w zakresie dokumentowania historii gliwickiego browarnictwa, ujrzy również światło dzienne za sprawą wydawanej przez Muzeum w Gliwicach dwunastej monografii zatytułowanej: "Zarys dziejów piwowarstwa gliwickiego". Jak długo trwała praca nad książką ?
S.R.:  Książka powstała po przeszło 10 latach pracy mojej i ludzi, których zaraziłem tym tematem, m. in. pana Piotra Hnatyszyna z Muzeum w Zabrzu, pana Bogusława Małuseckiego z Archiwum w Gliwicach oraz pana Damiana Recława z Muzeum w Gliwicach. Razem z nimi stworzyliśmy ogromny zbiór materiałów. Z początku chaotyczny zlepek niespójnych i nielogicznych informacji powoli nabierał kształtu. W naszej pracy pomagały nam często strzępki historii, znajdujące się w archiwalnych teczkach, zupełnie nie związanych z browarnictwem, w materiałach budowlanych czy w spisach mieszkańców. To pozwoliło nam dopasować do siebie pozornie nie pasujące elementy układanki. Dzięki zaangażowaniu i pomocy dyrekcji Muzeum w Gliwicach powstała książka, będąca swego rodzaju wynikową moich wcześniejszych pasji. Serdecznie zapraszam do jej przeczytania.

 

 

tekst: Adriana Urgacz (skrót)

zdjęcia pochodzą ze strony http://www.scobel-biere.de/

Gliwice IX.2006